
19 kwietnia 2018 roku to ważna data z punktu widzenia wszystkich warsztatów motoryzacyjnych. Tego dnia Parlament Europejski przyjął ważne rozporządzenie, które gwarantuje konsumentom prawo do wolnego wyboru, gdzie mogą serwisować i naprawiać swoje auta. Gdyby przepisy weszły w życie w pierwotnie proponowanej formie - o prawidłowej diagnostyce samochodów poza autoryzowanymi serwisami moglibyśmy praktycznie zapomnieć.
To udało się także dzięki Wam. Stowarzyszenie Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych rozpoczęło 11 dni przed terminem zbiórkę podpisów. Udało się zebrać 6000 głosów wsparcia, m.in. wśród naszych Czytelników.
O mały krok od monopolizacji rynku napraw
Niewiele brakowało, aby producenci samochodów zyskali skuteczne narzędzie do wyeliminowania z rynku niezależnych warsztatów. W europejskim projekcie rozporządzenia, które mówiąc w uproszczeniu definiuje to z jakich części mają być zbudowane nowe samochody, nie było zapisów dotyczących obowiązku wyposażania pojazdów w złącza diagnostyczne OBD.
Ta wydawałoby się niewielka zmiana mogłaby jednak spowodować opłakane skutki dla warsztatów. Gniazdo OBD jest jedyną drogą komunikacji z jednostką centralną pojazdu. Jego obecność w samochodach gwarantuje także pewien standard.
Nieumieszczenie zapisów o OBD w rozporządzeniu oznaczałoby nie tylko to, że znane każdemu mechanikowi złącze OBD fizycznie nie byłoby już obecne w samochodzie, ale także oznaczałoby rezygnację ze standardu. Od tej pory każdy producent samochodu mógłby wprowadzać swoje własne rozwiązania - jak można połączyć się z autem, aby dokonać jego diagnostyki np. metodą bezprzewodową za pośrednictwem centrali producenta auta.
To tak jakby różne samochody, różnych marek potrzebowałyby przykładowo dedykowanych “pistoletów” do tankowania. Pół biedy, gdyby różniły się tylko rozmiarami i kształtami. Gorzej gdyby nowoczesny samochód wyposażony w system telematyczny wymagał autoryzacji online, bo inaczej komputer pokładowy nie stwierdzi, że paliwo faktycznie zostało zatankowane.
Ktoś może powiedzieć, że szybko znalazłby się podmioty, które skopiowałyby “oryginalne” pistolety i każdy mógłby je sobie kupić w Internecie. Zapewne tak, ale wciąż pozostałby problem z zalogowaniem się do systemu producenta samochodu, żeby autoryzować tankowanie. W takiej sytuacji nie pomógłby nawet markowy “pistolet” od renomowanego producenta. Bez możliwości autoryzacji skazani bylibyśmy na jedno słuszne rozwiązanie – proponowane przez producenta samochodu.
Komentarze (2)