
Zapisy na zaległe przeglądy okresowe, wydłużające się kolejki do konserwacji i nabijania układów klimatyzacji, konieczne oczekiwanie na niezbędne materiały eksploatacyjne – po miesiącach zastoju warsztaty samochodowe przeżywają prawdziwe oblężenie. Taką informację podaje BIG InfoMonitor.
Eksperci podkreślają, że zwiększony ruch warsztatom i sprzedawcom części jest bardzo potrzebny. Zaległości serwisów oraz handlujących częściami przekroczyły na koniec kwietnia 600 mln zł, to ponad połowa zaległości całej motoryzacji – wynika z danych w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor i bazie BIK.
Kryzys wywołany pandemią dał się branży mocno we znaki. Choć nie wszystkie rodzaje działalności motoryzacyjnej ucierpiały tak samo, to jednak w mniejszym lub większym stopniu powodów do zmartwień nie brakuje wszystkim.
Jak podaje raport Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego i KPMG, w 2020 r. liczba rejestracji nowych aut osobowych i dostawczych spadła o 15 proc., autobusów o prawie 40 proc., a samochodów ciężarowych o 27 proc. Liczne lockdowny dotknęły też rynek aut używanych. Według danych Instytutu Samar liczba rejestracji tych sprowadzanych z zagranicy spadła o 17 proc., a nawet w przypadku jeżdżących już po polskich drogach, właściciela zmieniło o 8 proc. pojazdów mniej niż rok wcześniej. Grudzień przyniósł już jednak sygnały poprawy na rynku aut osobowych i dostawczych, a od marca klienci naprawdę ruszyli na zakupy. W przypadku samochodów ciężarowych i autobusów systematyczna poprawa zaczęła się już w listopadzie. Koniec końców w ciągu pierwszych pięciu miesięcy na drogi wyjechało o 38 proc. więcej nowych samochodów osobowych i dostawczych oraz o 62 proc. więcej ciężarówek i autobusów.
Wiele salonów samochodowych zaczęło uskarżać się na braki w dostawach nowych aut. Ale jeszcze bardziej od salonów samochodowych zapracowane są obecnie serwisy, do których ruszyli kierowcy przed zbliżającymi się wakacjami. Przedstawiciele warsztatów zgodnie twierdzą, że w pandemii musieli zmagać się z zastojami, bo ludzie generalnie mniej jeździli. Skutkowało to wzrostem ich zaległości wobec dostawców i banków do 338 mln zł na koniec kwietnia br., przy 324 mln zł rok wcześniej (wzrost o 4,4 proc.).
Teraz mają szansę to odrobić.
– W pandemii serwisy, choć miały znacznie mniej klientów, radziły sobie jak mogły. Aby uniknąć problemów z płatnościami, rozliczały się z nowymi kontrahentami tylko gotówkowo i nie stosowały odroczonych terminów płatności. W efekcie niektórym właścicielom firm zdarzało się nawet poprawić jakość rozliczeń z klientami w porównaniu z sytuacją sprzed pandemii, ale obroty były jednak niższe i jak pokazują nasze statystyki przełożyły się na wzrost zaległości u kontrahentów i w bankach – mówi Sławomir Grzelczak.
Komentarze (0)